poniedziałek, 10 września 2007

A w niedzielę...

...wyszło słońce. Rano było słonecznie, i jak na Islandię, bardzo ciepło. Posiedziałem chwilę na ławeczce nad brzegiem oceanu - do którego idzie się jakąś minutę z naszego guesthouse'u. Ale i tak zrobiło się zimno, więc zwinąłem się stamtąd.

Pierwsze islandzkie naleśniki totalnie nie wypaliły. Były jak guma. Na dodatek nie dobra guma. Ale nie poddaję się. W końcu trzeba się nauczyć gotować. Dzisiejsza jajecznica była już w miarę ok.

Wieczorem poszliśmy z erasmusową ekipą na mały spacer po okolicy. Są tutaj ludzie z wielu krajów, m.in.: Finlandii, Szwecji, Litwy, Łotwy, Danii, Niemiec, Hiszpanii, Francji, Słowacji, Czech, Włoch. Uczymy się nowych słów, szczególnie islandzkich. "Jaja" to po islandzku "OK". "Takk" to dziękuję. Narazie więcej nie opanowałem. Przydałby się słownik, ale tutaj za książki płaci się jak za złoto, więc może innym razem.

JAJA!

Brak komentarzy: