Zaczęło się od zepsutych naleśników. Prawdopodobnie mąka nie ta, albo nie ten kucharz. Nie dały się przewracać na drugą stronę. Potem poszło z górki: zablokowana karta kredytowa, brak kontaktu z bankiem, dziekan z AGH, który "mnie nie zna", "nie pozwolił mi jechać" i "nie wypłaci mi stypendium", a na koniec dwoje poszkodowanych przez rozlany sok na imprezie.
Na szczęście czwartek okazał się łaskawszy - przynajmniej bank odblokował mi kartę. :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz